Rozrabiający Anioł
/ Historia spisana przez Redakcję 20.02.2020 r./
Ta historia wydarzyła się dawno temu, ale oboje z mężem, Jackiem, pamiętamy ją doskonale i wspominamy przy różnych okazjach.
Byliśmy bardzo młodzi i wyjechaliśmy do Niemiec do pracy. Chcieliśmy zarobić na własne mieszkanie. Mieliśmy już maleńkie dziecko, dziewczynkę, i pamietam, że decyzja o wyjeździe było dla mnie bardzo trudna. Na szczęście mogliśmy zostawić córeczkę z moimi rodzicami. Oni pomogli nam podjąć tę decyzję. W Niemczech pracowaliśmy kilka miesięcy i przez ten cały czas mieszkaliśmy u ciotki mojego męża, Łucji. To była dziwna, bardzo dziwna kobieta. I, powiem szczerze, nie była dla nas miła. Więc mieliśmy podwójnie trudną sytuację... Nie dość, że zostawiliśmy małe dziecko, to jeszcze musieliśmy znosić złośliwości ciotki. Jednak zacisnęliśmy zęby i postanowiliśmy wytrzymać.
Pod koniec naszego pobytu oboje czuliśmy, że ciotka trochę się zmieniła, może nawet żałowała, że była dla nas taka niedobra, tak się nam w każdym razie zdawało, ale nie rozmawialiśmy o tym.
Po powrocie do Polski tak się ułożyło, że zaszłam drugi raz w ciążę. Byliśmy z mężem przeszczęśliwi! Mieliśmy pieniądze na wymarzone mieszkanie, a do tego miała się nam powiększyć rodzina! Zaczęliśmy szukać mieszkania, myśleliśmy też o domu do remontu. Znaleźliśmy atrakcyjną ofertę właśnie domu wymagającego remontu. Naprawdę atrakcyjną. A we mnie był jakiś irracjonalny niepokój... Wszystko działo się tuż przed świętami Bożego Narodzenia, i, mimo iż właściciel domu nalegał, abyśmy sfinalizowali umowę jeszcze przed świętami, my postanowiliśmy, że nie będziemy się szarpać i załatwimy te papiery w nowym roku.
I pamiętam jak w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia leżałam na łóżku, już z dość dużym brzuchem, i rozmawialiśmy z mężem o tym domu. Mój mąż był zdecydowany, aby go kupić. Wokół panował bożonarodzeniowy klimat, ozdoby, pachnąca choinka, taka sielską atmosfera. Pamiętam moment, kiedy powiedziałam do męża, że mam jakieś obawy i wątpliwości związane z tą ofertą i proszę sobie wyobrazić, że dokładnie w tym momencie, kiedy to wypowiedziałam wywróciła się nasza choinka!! A drzewko stało w ciężkim wiadrze pełnym ziemi i obsypane było wokół drobnymi kamykami! Jednym słowem, nie miało prawa się przewrócić! Ależ się wystraszyłam! Oboje odczytaliśmy to jako znak!!
W tej samej chwili zdecydowaliśmy, że nie kupujemy domu!
A potem, bardzo szybko, dowiedzieliśmy się, że sprzedaż tego domu, to rzeczywiście był jeden wielki szwindel! To były czasy, kiedy nie można było od razu sprawdzić stanu księgi wieczystej, a na wpis czekało się bardzo długo. I jak się okazało przekręt polegał na tym, że właściciel sprzedał go wielu osobom! I ci biedacy później latami odzyskiwali swoje pieniądze. Zresztą nie wiem, czy im się udało.
Wpakowalibyśmy się potwornie!
Jak już ochłonęliśmy, opowiadaliśmy wszystkim, że dostaliśmy znak od Anioła Stróża, żeby nie przystępować do tej transakcji, i że Anioł trochę narozrabiał wywracając nam choinkę, ale bezbłędnie odczytaliśmy jego intencje i podjęliśmy właściwą decyzję!
Po jakimś czasie dowiedzieliśmy się, że właśnie w pierwszy dzień świąt zmarła ciocia Łucja, u której mieszkaliśmy!
Oboje stwierdziliśmy, że to pewnie ona dała nam znak! Że to ona była tym Rozrabiającym Aniołem! Wiedziała, jak ciężko pracowaliśmy i nie chciała, abyśmy stracili pieniądze... Odczytaliśmy ten znak jako gest przeprosin z jej strony. Tak to przyjęliśmy.
Jestem pewna, że takie znaki dostają wszyscy, tylko czasem trudno w nie uwierzyć. Trudno je tak wprost przyjąć. A warto...
Beata z Gdyni